2005.01.21. "To miał być romantyczny...”, artykuł z Helskiej Blizy.

TO MIAŁ BYĆ ROMANTYCZNY, NOWOROCZNY SPACER PRZY OKAZJI POBYTU U RODZINY W PUCKU

Z moim niemieckim narzeczonym (kilka lat w Polsce, zna dobrze język polski, dziennikarz) wybraliśmy się na Półwysep Helski. Samochód zostawiliśmy na parkingu po prawej stronie szosy za Władysławowem. Najpierw spacerowaliśmy plażą nad morzem w stronę Helu, a wracając szosą do samochodu znaleźliśmy wydeptaną ścieżkę nad zatokę. Szliśmy powoli wąskim skrawkiem plaży dopóki drogi nie zagrodził dość wysoki, metalowy płot wzmocniony od góry drutem kolczastym, który wchodził daleko do wody. Płot wydał nam się trudny do przejścia, więc postanowiliśmy zawrócić. W tym samym momencie piaszczystą drogą prowadzącą wzdłuż brzegi zatoki nadjechał samochód, bordowy metalik o numerze GPU J275, z którego wysiadł osobnik i natychmiast zaczął na nas krzyczeć każąc nam wypier...
Całkowicie zaskoczeni takim nieprzyjemnym zachowaniem próbowaliśmy mimo to spokojnie wytłumaczyć, że jesteśmy tylko spacerowiczami, że nie było żadnego ogrodzenia czy tabliczki informującej o terenie prywatnym, że wcześniej nikt nie reagował, choć ów samochód stał blisko miejsca, w którym skręciliśmy nad wodę, że chcemy wrócić tą samą drogą nad brzegiem zatoki. Wszystkie nasze argumenty były jednak kwitowane wulgarnymi wyzwiskami, żądaniem natychmiastowego wypier... przez ów płot, gdzie miało być wyjście, albo po wodzie do Pucka oraz groźbą pogryzienia przez biegające po terenie psy. Dowiedzieliśmy się też, że cały teren dookoła, łącznie z plażą i wodą, należy do owego osobnika i może on z nami zrobić, co chce. W pewnym momencie zrobiło się już niebezpiecznie, gdyż osobnik rzucił się na mojego narzeczonego i zaczął go szarpać i wyzywać.
Spasowaliśmy - mając przed sobą zachowującego się jak furiat osobnika, po obu bokach teren należący wg jego słów do niego, a z tyłu ów płot, właśnie ten ostatni wydał się nam jedynym wyjściem z sytuacji. Przeszliśmy, ryzykując zranienie drutem kolczastym, ale tam był następny kamping. Aby dostać się do szosy musieliśmy przejść przez jeszcze jeden płot.
Na drugi dzień we Władyslawowie na policji złożyliśmy doniesienie na temat tego zdarzenia. Jak się okazało, miało ono miejsce na kampingu Polaris.

Pozdrawiam i trzymam kciuki za Półwysep (o ironio losu, przed wyjazdem nakleiliśmy na naszym samochodzie żółtą nalepkę z Gryfem i napisem Kaszëbë, a mój narzeczony kupił sobie słownik niemiecko -kaszubski...).

Adriana Czupryn

Grodzenie brzegu - foto z archiwum HB

 

 

Artykuł został opublikowany w "Helskiej Blizie "nr 190 z dnia 21.01.05