2004.01.05. "CZY HEL JEST DOBRYM MIEJSCEM.. ?", artykuł z HB

CZY HEL JEST DOBRYM MIEJSCEM ... ?

Doświadczenia jakie posiadłem przy tworzeniu Stacji Morskiej, a szczególnie jej fokarium, nakazują mi być optymistą. Dzięki pomocy wielu ludzi, także byłych władz Helu, został zrealizowany i cieszy swoim sukcesem projekt, który wyglądał na nierealny. Teraz powinno być tylko lepiej. Sprzyja temu wejście do Unii Europejskiej. Chcąc dorównać standardom krajów wysokorozwiniętych, czy realizować oryginalne, dobre, własne pomysły, możemy starać się o środki finansowe, o jakich na początku lat 90. się nam nie śniło. Na wielu spotkaniach jestem dopingowany przez kolegów z zagranicy do starania się o dalszy rozwój uprawianych form działalności i powiększania skali sukcesu dla uczelni, miasta i regionu. To sprawia, że piszę ten tekst.
Na początek trochę ogólnie, potem garść szczegółów o wizji i zamierzeniach, a także opis obaw, jakie mnie dręczą. Przepraszam, za długość opisu, ale problem nie jest mały.

W każdym kraju Europy jest morskie centrum ekspozycyjno - edukacyjne lub jego namiastka - oceanarium, delfinarium lub zespół akwariów. Są to obiekty lub ich zespoły wielokrotnie większe od tego, co znamy z kraju. Co ciekawe, nie zawsze są one ulokowane nad morzem. Zwą się zwykle „MORSKIM PARKIEM” lub podobnie, oddając w nazwie sens przedsięwzięcia – np. ECOMARE, OCEANIUM, MULTIMAR, OCEANICA, NAUTINEUM, NAUSTICCA, SEA LIFE PARK, SEA WORLD itp.

Śledząc historię powstawania podobnych przedsięwzięć widać, że dawniej inicjatywy takie były podejmowane przez duże aglomeracje. Dyskontowały one w ten sposób własny finansowy kapitał i gwarantowaną frekwencję płacących za wstęp turystów i mieszkańców. Bywało także inaczej, co w czasach dzisiejszych staje się niemal regułą. Parki o różnych ekspozycjach powstają dziś głównie na prowincji. Ich cel to m.in. rozpowszechnianie wiedzy, pobudzenie regionalnej gospodarki, minimalizacja bezrobocia. Sprzyja temu polityka krajów i miast, które do edukacji swoich społeczności przykładają wagę znacznie większą niż np. do zysku z masowej i prostej rozrywki. Ubocznym (?) produktem istnienia takich przyrodniczo-edukacyjnych atrakcji są zwykle niemałe dochody dla całego sektora turystycznych usług.

Jak można się domyślać, nikt nikogo podobnym dobrodziejstwem nie obdarowuje na siłę, ani za darmo. Zwykle inicjatywa musi pochodzić od lokalnej społeczności, finansowe „wpisowe” również. Pomóc mogą podmioty zewnętrzne, łącznie z publicznymi instytucjami regionu i kraju. Możliwości pomocowe tkwią również w ponadnarodowym budżecie i polityce Unii Europejskiej. Tu pieniędzy na pro-edukacyjne projekty jest dużo. Warunkiem realizacji tego typu zamierzeń jest merytoryczna poprawność celów oraz zbieżność projektu instytucji lub grupy (także osób) wnioskującej z lokalną strategią rozwoju miasta, okolicy i regionu.

Kto do takiego pomysłu dojrzeje pierwszy? Trójmiasto, Międzyzdroje, Łeba, Ustka, Puck czy Jastarnia? Trochę spekulując i oceniając wyjściowe atuty należałoby wskazać raczej Gdynię. Myślę, że i Hel nie jest bez szans.

Zamysł taki musi cechować stosowny rozmach i właściwie bezgraniczna wyobraźnia, która podpowie pomysły nowe, nie zrealizowane jeszcze nigdzie. To ostatnie wydaje się przeszkodą najtrudniejszą. Łatwość powielania a nie ryzykowna oryginalność jest przecież normą dziewiczej prowincji. Historia zarządzania Helem pokazuje, iż abstrahując od myślenia awangardowego, brakuje nam nawet owej dozy zbawczego konserwatyzmu, który gwarantuje chociażby pielęgnowanie tradycji, zabytków, tudzież walorów przyrody. Tacy jesteśmy, ale uczymy się. Także na własnych błędach. Przypomnę tylko niechlubny pomysł sprzedaży terenów Małej Plaży pod nieprzemyślaną inwestycję biznesową. Na szczęście w Radzie Miasta znalazło się wówczas dostatecznie dużo osób, które podzieliły opinię części mieszkańców, iż „sreber rodowych” się nie sprzedaje. Podjęto wówczas zbawienną w skutkach uchwałę, gwarantującą publiczny charakter użytkowania tego terenu z silnym akcentem na jego przyrodniczą i etnograficzną rewitalizację. Pora przejść do czynów w tej materii. Wydaje mi się, że czas najwyższy i okazja, aby pomysł ten sprecyzować, a nawet rozwinąć.

Dlaczego właściwie nie pomyśleć, aby w Helu powstał „MORSKI PARK” – nazwa i tkanka łącząca projekty przyrodnicze i historyczne, łącząca też instytucje oraz firmy. Realizacja takiego zamierzenia, wyposażonego w silne atuty edukacyjne, ugruntowałyby pozycję miasta w koronie turystycznych atrakcji kraju i tej części Europy.

Konkurencja z innych miast nie śpi, przeto przyszłą historię naszego miasta należy pisać od zaraz. Taki projekt wymaga jednak minimum porozumienia. Koncepcja „Parku” to w uproszczeniu spójny system „projektów-klocków”, stawianych wg uzgodnionej lub możliwej realizacyjnie kolejności, tworzących mozaikową całość. Przedsięwzięcia takie mogą być różne, ale o wspólnym mianowniku. Mają one uczyć oraz informować. Mogą mieć charakter przyrodniczy, historyczny, etnograficzny, popularyzujący naukę czy pro-ekologiczny sposób życia mieszkańców, oparty o zrównoważoną eksploatację lokalnych bogactw natury.

Początki są już zrobione - jest w Helu Muzeum Rybołówstwa, jest Stacja Morska z fokarium i Błękitną Szkołą, a także poważny zasób międzynarodowej akademickiej aktywności tej placówki. Centrum BALTDER, finansowane ze środków Unii Europejskiej jest dobrą prognozą na jej dalszy rozwój.

Mamy w Helu i inne elementy morsko-edukacyjnej mozaiki. Jest mała ekspozycja militariów w rejonie Kasyna, a w lasach od tego typu zabytków aż się roi. W nowych czasach coraz częściej z ofertą ekspozycji swoich obronnych walorów będzie też wychodziła Marynarka Wojenna. Musi tylko trochę podpatrzeć innych kolegów z NATO. Okręty to wielka atrakcja dla turystów, nie tylko z głębi kraju.

Jest w Helu wspaniały i duży port rybacki, gdzie na co dzień można oglądać krzątaninę rybaków. Mamy Latarnię Morską, zabytkową ulicę, parę wspaniałych morskich restauracji, a przede wszystkim zawsze najświeższe ryby. Nawiasem mówiąc, jest to niezwykle mało doceniany w promocji miasta jego atut.

Tak krótkiej drogi z morza i portu na talerz w lokalnej restauracji nie przebywa chyba żadna ryba w Polsce. Czekają ciągle na odkrycie prowadzone w stylu „etno” wędzarnie i smażalnie ryb. Tak w ogóle, to rybne kulinaria helskie, te tradycyjne i te nowe, ciągle czekają na lepszą promocję. Nic tak dobrze nie tłumaczy pożytków z ochrony bioróżnorodności morza jak bogate menu restauracji. Niezbędny warunek, to oczywiście podawanie konsumentom ryb zdrowych, wymiarowych i ... lokalnych !

W najbliższym czasie Hel stanie przed problemem sensownego użytkowania terenu Cypla. Można tu stworzyć zarówno ścieżki historyczne, jak i przyrodnicze, punkt widokowy, wyznaczyć tzw. użytki ekologiczne, a może i specjalny rezerwat przyrody. Powinno tu powstać także nowe muzeum historyczne. Militarne tradycje Helu ciągle czekają na ich wyeksponowanie. Nie zrozumiałe jest też, dlaczego, jako ponad 600 letnie, to morskie na wskroś miasto nie ma muzeum swojej historii.

Mamy w Helu wspaniałą morską i nadmorską przyrodę. Rozwija się podwodna eksploracja wraków i ciekawych przyrodniczo siedlisk. Jeśli zarybimy nasze wody i ochronimy zatokę przed dalszą degradacją ekologiczną, okoliczne akweny mogą stać się ciekawymi miejscami wypraw wędkarskich. A przecież projekt „Ryby dla Zatoki”, zmierzający do odtworzenia rybostanu Zatoki Puckiej, już się zaczął.

Przypomnijmy raz jeszcze Małą Plażę. Odpowiednio zrekultywowana może stać się jedynym w kraju wydmowym, edukacyjnym parkiem w środku miasta, gdzie młodzież i dzieci, nie niszcząc wrażliwej tkanki tego siedliska, zapoznawałyby się z fauną i florą nadmorskiego brzegu czy procesami abrazji.

Warto tu podkreślić, iż płytkie wody i piasek Małej Plaży to dobro publiczne, które dedykowane powinno być szczególnie odpoczynkowi matek z dziećmi i młodzieży. Drewniane pomosty, będące przedłużeniami ulic Lipowej, Plażowej i Rybackiej, powinny prowadzić spacerowiczów i plażowiczów ponad wydmami na plażowy brzeg.

Mała Plaża to także dobra lokalizacja dla letnich szkółek młodzieżowego nurkowania czy żeglowania. To przede wszystkim wspaniałe miejsce dla plażowej przystani rybackich łodzi, których podtrzymanie egzystencji leży w naszym wspólnym pro-turystycznym interesie. Ekspozycja rybackich jednostek, zlokalizowana dziś przy Muzeum Rybołówstwa, też powinna znaleźć więcej terenu. Rybak i jego łódź ze świeżymi rybami są najpoważniejszym znakiem promocyjnym Helu. Niestety, nie pielęgnowanym. Ale może być inaczej.

Baraki po „Hydrobudowie” powinny zamienić się w skansen rybackich domków, najlepiej tych, które zginęły z ulicy Wiejskiej. To może być miejsce jak z bajki. Razem z klimatem domków i uliczek Kolonii przeniesie nas i turystów w świat starej kaszubskiej wioski. Krajobrazy znane ze starych pocztówek mogą wrócić. Jako mieszkańcy Helu, w większości napływowi, jesteśmy to winni nie tylko przodkom tego niezwykłego skrawka ziemi, ale także naszym dzieciom, które, niestety, jeśli by mogły, to dziś z Helu najchętniej by wyemigrowały.

Etnograficzne atuty Helu - korzenie przeszłości i tradycji - nie muszą ginąć. Nie ma tu miejsca na opisywanie wszelkich możliwości ich ratowania i eksponowania. Mogą być w Helu zarówno multimedialne i interaktywne ekspozycje naukowo - edukacyjne typu „eksperymentarium”, jak i bardziej znane Polakom tradycyjne wystawy. Na przykład nie ma nigdzie galerii sztuki prac marynistów malujących, rysujących czy rzeźbiących podwodną faunę i florę. Czy może być w Helu ?

Ekspozycje mogą być bardzo różne - jedne na lądzie, inne na wodzie, jeszcze inne pod wodą. Każdy taki punkt na mapie naszego miasta powinien przyciągać turystów najlepszej jakości. Czym będzie ich więcej, tym Hel będzie bardziej oryginalny wśród innych nadmorskich miast. Jeśli nie zabraknie nam odwagi w realizacji kolejnych pomysłów, na koniec można nawet pokusić się, aby wrócić do historycznej tradycji prób produkowania lokalnego wina. Przy dzisiejszych trendach klimatycznych rzecz wydaje się aż nadto łatwa. Winogrona rosną tu nie wiele gorzej, niż w innych częściach Europy. Podawane rybne dania zyskałyby niezwykle oryginalny dodatek. Pożytki z kolektorów słonecznych pokazują, ile możliwości tkwi w helskim słońcu. Rośliny wiedzą o tym od dawna.

Przykład fokarium Stacji Morskiej udowodnił sceptykom, jak ciekawe dla turystów są przedsięwzięcia pro-przyrodnicze. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby powstały dwa następne dla innych gatunków bałtyckich – reliktowych fok obrączkowanych i niezwykle rzadkich fok pospolitych. Nikt tego jeszcze nie zrobił.

Ornitologów kuszą w Helu migrujące i zimujące tu ptaki. Przyjeżdża ich co roku coraz więcej. Na realizację czeka pomysł ekspozycji bałtyckiej ornitofauny. Miejsc na woliery i azyl dla ewentualnie rehabilitowanego ptactwa nie brakuje. Nie zrobimy tego my, zrobią inni. Będzie szkoda.

Nasi radni już raz nie chcieli budowy bałtyckiego akwarium. Może inicjatywa ta stanęła w poprzek jakichś interesów ? Kto i kiedy tę ideę podejmie po raz drugi, nie narażając się na śmieszność wobec sponsorów, niewiadomo.

Pomnych zatem takich doświadczeń, nie powinien nas zdziwić fakt, że pierwsze w Polsce delfinarium (czy morświnarium) może powstawać poza naszym miastem. Mimo, że morski park bez akwariów czy delfinarium to rzecz niespotykana. Czy mają one szansę powstać w Helu ? Najpierw należy się uwolnić od przeświadczenia, że takie rzeczy zdarzają się tylko w telewizji i w dalekich krajach.

Czy morświny zamieszkają w Helu. Foto. KES

Powtórzę to, co już nieraz pisałem. Turystyka (piesza, samochodowa, jachtowa i każda inna) ma jedną zasadniczą cechę: nie istnieje do miejsc nieatrakcyjnych i przyrodniczo zdegradowanych. Na czym zatem budować atrakcyjność i oryginalność Helu w przyszłości ?

Zasadnicze pytanie zostało postawione. Należy dodać i inne, np. czy może być inny dynamicznie rozwijany rynek pracy w Helu niż usługi dla sektora turystycznego ?

Letnia straganiarska, bilbordowa estetyka ulic i plaż oraz uliczne trampoliny sycą tylko nielicznych helan. Czas zgłaszania nowych propozycji dla poprawy jakości i stylu naszego życia ruszył. Możemy być niemile zaskoczeni, co nam uszyją inni. To, co proponuję, ma ewidentne, korzystne saldo ekonomiczne. Bardziej intratnych dla miasta i mieszkańców publicznych interesów w Helu przeprowadzić chyba nie można.

Krzysztof E. Skóra

Artykuł został opublikowany w "Helskiej Blizie" nr 167 z dnia 5.01.04