2004.12.24, "Krótka historia pewnych mieszkańców Helu"

KRÓTKA HISTORIA PEWNYCH MIESZKAŃCÓW HELU

Do napisania tego artykułu zmusiła mnie krzywdząca opinia, zawiść i bezmyślność niektórych mieszkańców Helu. Dziewiątego grudnia w księdze gości, oficjalnej strony Miasta Hel, rozpoczęła się bardzo ożywiona dyskusja dotycząca sporu Burmistrz-Konserwator-Brojek. Nie zamierzam dalej wypowiadać się na tym forum. Tym bardziej, że prowadzenie dyskusji z ludźmi, którzy nie mają odwagi cywilnej, żeby podpisać się pod swoimi krzywdzącymi wypowiedziami, uważam za bezsensowne. Dwa razy próbowaliśmy razem z mężem nawiązać jakiś dialog i przedstawić, jako najbardziej zainteresowani w tej całej sprawie, nasz punkt widzenia.
Naprawdę nie rozumiem, jak można być tak krótkowzrocznym i zapatrzonym tylko w czubek własnego nosa, ewentualnie w podwórko sąsiada!
Wpisy niektórych z Was, mieszkańców Helu są po prostu żenujące. Czy naprawdę można myśleć w takich kategoriach, że ja nie mam, to ty też nie możesz mieć? Dlaczego wpisy spoza Helu w większości były nie anonimowe, a i głosy roztropniejsze i bardziej zatroskane o dobro miasta i zabytków.
Zarzucacie, że pan Brojek tylko na własną prywatę patrzy, że każdy by chciał taką piękną działkę i dom przy latarni i że sięga po nie swoje, a gminne? Ludzie, zastanówcie się, o czym piszecie!!!
Niezaprzeczalnym faktem jest, że od trzech lat, tj. od 1 czerwca 2001 roku właścicielem tej działki jest Gmina Hel. Wcześniej przez ok. dwa lata działka należała do Starostwa Powiatowego w Pucku. A jeszcze wcześniej, od lat przedwojennych ziemia należała do Skarbu Państwa, a zarządzał nią Urząd Morski w Gdyni. Jakkolwiek by nie było, dom przy latarni i wszystkie zabudowania należały do pracujących na Latarni w Helu, latarników.
Przez 45 lat służby na Latarni, mój teść Aleksander Brojek mieszkał i zajmował podwórko wraz z zabudowaniami. Przez te 45 lat nigdy, ale to nigdy nie było takiej sytuacji, żeby ktokolwiek dał mu odczuć, że jest on na cudzym. Po zakończeniu pracy na, niejako na jego miejsce, wszedł syn Tomasz Brojek. I dalej mieszkanie wraz z całym podwórkowym dobytkiem należały się pracownikowi Latarni. W tym czasie już były starania ze strony rodziny Brojek o wykup całego mienia, jakie zajmowali. Niestety, Urząd Morski jak najbardziej zapewniając o swej przychylności, nie mógł tego uczynić z powodów prawnych.
Teren więc został przekazany do puckiego Starostwa, gdzie po złożeniu kolejnego podania o wykup czekaliśmy na decyzję. Po kilku spotkaniach i oględzinach terenu przeprowadzonych przez urzędników Starostwa, ustalono podział taki, jaki funkcjonował dotychczas. Mieszkanie, podwórko i zajmowane przez nas szopki miały stać się w końcu naszą własnością - prawną własnością. W tym samym czasie zajęto się sprzedażą drugiej działki o powierzchni blisko dwa tys.m2, z domem i zabudowaniami, które od kilku lat zajmował drugi helski latarnik. I nagle się okazało, że również i Starostwo Powiatowe nie może zajmować się sprzedażą gruntów. Latarnik, zajmujący mieszkanie za latarnią, a którego sprawa była prowadzona jako pierwsza, może powiedzieć o wielkim szczęściu. Ponieważ prace nad sprzedażą były już tak zaawansowane, postanowiono warunkowo, że zajmowany przez niego teren wraz z domem zostanie mu sprzedany. A rodzina Brojek została na przysłowiowym lodzie.
Dokładnie wiedzieliśmy, że im bliżej Helu znajdzie się ta sprawa, nigdy nie uda nam się doprowadzić do wykupu ziemi, która jest łakomym kąskiem, a jakże, ale nie dla nas, a dla samej Gminy Hel. Po przejęciu terenu przez Gminę, wystosowaliśmy podanie o wykup mieszkania i podwórka z szopkami. No i niestety, ale zgodnie z naszymi przewidywaniami, wszystko zaczęło się komplikować.Gmina rozpatrzyła pozytywnie podanie o wykup samego mieszkania, jednak o wykupie ziemi, którą zajmowaliśmy przez tyle lat nie było już mowy.
Skończyły się marzenia o spokojnym życiu, jakie wiedliśmy dotąd. Doskonale też wiedzieliśmy, że Gmina ustali bardzo wysoką cenę i że nie będzie nas stać na to, by stanąć do przetargu o ten kawałek ziemi, który nam odbiorą. Wiedzieliśmy też, że jeżeli dojdzie do tego, budynek gospodarczy, który potocznie jest nazywany "sporną szopką", zniknie z powierzchni ziemi, a wraz z nim cały klimat miejsca, w którym mieszamy. Po prostu nic nie będzie już jak dawniej. A żyjemy tu, mieszkamy i kochamy to miejsce takim, jakie jest. Trudno nam sobie nawet wyobrazić, że tuż za oknami ma zmienić się cały krajobraz, który miałby się stać po pierwsze wielkim pobojowiskiem po wyburzanych budynkach, po drugie wielkim placem budowy, czego konsekwencją będzie nieznany przez nas kształt planowanego w przyszłości pensjonatu. A nowe nie oznacza wcale, że lepsze.
Drugim najważniejszym i niezaprzeczalnym faktem tej całej sprawy, którego nikt, włącznie z władzami miasta, nie jest w stanie podważyć jest to, że zarówno dom jak i jego gospodarcze zabudowania są naszym dziedzictwem kulturowym i stanowią zabytek. Mając to na uwadze, i bojąc się, że ten piękny krajobraz mógłby zostać na zawsze stracony a zabytek zburzony, postanowiliśmy dotrzeć wszelkimi możliwymi drogami do Konserwatora Zabytków. W tym miejscu pragnę podziękować Stowarzyszeniu Przyjaciele Helu, gdyż bez ich pomocy dotarcie do konserwatora, niestety, nie byłoby łatwe. Urząd cały czas podpiera swoje działania, pozytywną opinią podziału tej działki wydaną przez Wojewódzkiego Konserwatora. Opinia ta została wydana pod koniec czerwca tego roku. Nie wiadomo, jak to się stało, gdyż już dużo wcześniej został zainteresowany sprawą wpisu do rejestru zabytków Powiatowy Konserwator. Wysłał on pismo do Wojewódzkiego o wszczęciu postępowania, mającego na celu wpis do rejestru domu i zabudowań. Pozytywna opinia Wojewódzkiego Konserwatora była wydana w niejasnych okolicznościach, ponieważ ani on osobiście, ani nikt z jego ramienia nie pofatygował się nawet, by obiekt obejrzeć. Zresztą ten pan krótko po tym został odwołany ze swego stanowiska, i sprawę przejął jego następca, który w chwili obecnej prowadzi postępowanie i stara się wcześniejszą decyzję unieważnić. Ciągle myślimy, że cała sytuacja rozstrzygnie się na korzyść, zarówno wszystkich mieszkańców Helu jak i nas samych. Chcielibyśmy, by wszystko było jak dawniej. Dlaczego tak nie może być???
A to, dlatego, że Gmina nie zgadza się na taki stan rzeczy i chce doprowadzić do sprzedaży działki, czego konsekwencją będzie wyburzenie zabytków. Oczywiście, władze działają na korzyść wszystkich mieszkańców Helu, i doprowadzając do sprzedaży drogą przetargu, mają nadzieję na podreperowanie budżetu miasta. Nie jest tu dla Gminy ważne, że takimi poczynaniami niszczą Hel. Dlaczego miasto nie mogłoby się chwalić w swoich przewodnikach, że przy Latarni Morskiej, położony jest piękny domek, wraz z całym obejściem, który od wieków służył latarnikom tu pracującym. A jest to zabytek na skalę Polską. Bo nigdzie w całej Polsce nie znajdziecie drugiego, tak dobrze zachowanego kompleksu przylatarnianego. Również ani Gminę, ani niektórych mieszkańców miasta, nie interesuje to, że rodzina Brojek mieszka w tym miejscu przez blisko 50 lat. Oburzają mnie głosy typu:, "Czego ten Brojek chce?" "Przecież to nie jest jego?" Jak można w ogóle walczyć o nie swoje? Jak można zabrać komuś coś, co nie jest jego własnością? Przecież Gmina upomina się o swoje, nie zabiera Brojkom ich własności.Przecież w Helu nikt nie ma tak dużej działki, dlaczego Brojek ma mieć, sprzedaż nie zakłóci życia Brojków, i jakie zabytki? Stare szopy i tyle.Prywata!!! Za darmo chce!!!" Ludzie.zastanówcie się, co mówicie i piszecie? Czy takie opinie biorą się z troski o dobro miasta? Czy może podyktowane są zawiścią i zazdrością? Jakie pobudki Wami kierują? Zachowujecie się jakby, co najmniej to Wam, te Brojki chcieli ziemię zagarnąć. Jakim prawem mówicie, że nie mamy racji w tym, co robimy i że chcemy coś za darmo? Ilu z tych zawistnych i oskarżających osób zna nas osobiście, żeby wydawać takie osądy? Bardzo chciałabym poznać tych, którzy, będąc na naszym miejscu nie podjęliby walki o ocalenie tego miejsca, którzy spokojnie zgodziliby się z takim stanem rzeczy. Dlaczego niektórzy posądzają nas o czystą prywatę i twierdzą, że traktujemy ten teren jako żyłę złota i świetny interes? To jest nasz DOM!!! Tu mieszkamy i żyjemy! Dbamy jak o swoje, bo to jest nasze! I nigdy nie patrzyliśmy na tę ziemię inaczej jak na swój własny dom. Nigdy zresztą, nawet gdy wcześniej prawnymi właścicielami terenu były GUM, potem Starostwo i gdy w końcu od trzech lat prawnym właścicielem jest Gmina, nie dano nam odczuć, że mieszkamy na cudzym. Zresztą, jakie dowody swojej własności dała nam Gmina przez te trzy lata? Czy posadzili te piękne kwiaty przed domem? Czy zagrabiali podwórko, gdy przyszła jesień? Czy sadzili drzewka na wiosnę, bielili je, zrywali z tych drzew potem "swoje" owoce? Czy siali i kosili trawę? Podsypywali kupowaną ziemią miejsca gdzie stała woda? Czy naprawiali płot, który okalał ich działkę??? Malowali swój dom i zagospodarowania, a gdy przeciekał dach, to czy go naprawiali? Gdzie był ten prawny, niepodważalny i nieulegający wątpliwości WŁAŚCICIEL??? Co "ON" zrobił przez te trzy lata na swojej działce? Czy dbał o czystość i porządek, inwestował w jakikolwiek sposób? Czy po przejęciu działki i wszystkiego, co się na niej znajduje, Gmina jako nowy prawny właściciel skontaktowała się w jakikolwiek sposób z mieszkańcami, żeby ich o tym zawiadomić i ustalić, w jaki sposób mogą dalej użytkować ich mienie? Dlaczego mieszkańcy uważają, że to nie nasze? Czy to czysta zawiść? Zazdrość? Ignorancja? Niewiedza? Podnoszą się głosy, że każdy może stanąć do przetargu. Ale kogo na to stać, żeby kupić ten kawałek ziemi za tak duże pieniądze? A co będzie gdy działkę kupi ktoś spoza miasta? Czy nikogo w oczy nie będzie kuło, że jest taka duża? "Obcy" może mieć, byle nie "swój"? Czy rodzina Brojek swoim 50-cio letnim używaniem i dbaniem o tą ziemię nie zasługuje by na niej zostać? Przecież nic za darmo i samo się na tej ziemi nie zrobiło? A i w tej chwili nic od Gminy nie chcemy za darmo. Możecie zazdrościć tego kawałka zieleni położonego w tak pięknym miejscu,. ale jak długo ono pozostanie takie piękne? A rodzina Brojek dokładała wszelkich starań, żeby jak najmniej zmienić obejście. Bo wiedziała, że ma ono swoją historię, magię, urok i że powinno zostać niezmienione, by cieszyć kolejnych mieszkańców, zarówno tego miejsca jak i całego Helu oraz odwiedzających nasze miasto turystów. Naszym marzeniem jest doprowadzić ten teren do stanu jak najbardziej pierwotnego. Takiego, jaki widzimy na kolekcjonowanych przez nas starych, przedwojennych pocztówkach. A jeżeli nie uda się nam zostać na swoim, to będziemy dumni, że zrobiliśmy wszystko, co tylko było w naszej mocy. Będziemy dumni, że to piękne i niepowtarzalne miejsce, które istnieje w Helu w takim samym stanie niemalże od 180 lat, istnieje dalej. Tak, żebyście niemyśleli, że Brojkowie zagarniają cudze. Nie Wy, ale Wasze dzieci i wnuki, przechadzając się spacerkiem pod Latarnię, powiedziały: "w tym domu żył kiedyś taki starszy pan z synem i dzięki nim możemy cieszyć się tym pięknym miejscem". Bo może to zabrzmi nieskromnie, ale gdyby nie ten stawiający się Brojek, to miejsce dawno zniknęłoby z powierzchni ziemi, ustępując miejsca kolejnemu pensjonatowi. A całkiem możliwe, ze dalszym takim postępowaniem władz i mieszkańców sprawimy, że nie będzie komu przyjeżdżać do tych pensjonatów, bo nie będzie czegoś co ich przyciągnie. Czymże byłby Kraków bez Wawelu, a Gdańsk bez Neptuna? Czy te miasta przyciągałyby dalej takie rzesze turystów, gdyby nie ich zabytki? A w naszym mieście, nie licząc Muzeum, zabudowania te są najstarsze. Starsze nawet od osławionej Maszoperii.
Jeżeli jeszcze ktoś ma jakieś uwagi do działki przy Latarni, zapraszamy do siebie. Nie wydawajcie krzywdzących opinii, nie znając ludzi i sytuacji, w jakiej się znaleźli. Bo niestety, ale Ci ludzie nie są tylko paragrafami na papierkach. A prawo nie jest nieomylne. Przyjdźcie porozmawiać, zobaczyć jak żyjemy, jak mieszkamy. Zaproponujcie lepsze rozwiązania. A przede wszystkim anonimowo nie szkalujcie, bo jutro i Wy możecie być na naszym miejscu.
Marta Brojek
Artykuł ukazał się w "Helskiej Blizie" nr 186/187 z dnia 24.12.2004
do góry