2004.08.20, "Dookoła Helskiej Blizy..."

DOOKOŁA HELSKIEJ BLIZY

Siedzę sobie wygodni przeciągając się w przytulnym i cieplutkim wnętrzu mojego autka, które powolutku się przesuwa w wielokilometrowym korku do tego zbawczego ronda we Władysławowie, co to miało usprawnić skrzyżowanie (jak usprawniło każdy widzi) i tak sobie pomyśliwuję co też my w tym Helu mamy, że taka kupa narodu ciągnie sznureczkiem i chce oglądać. Plażę mamy, las mamy, port mamy, latarnię morską mamy. Jeszcze kilka rzeczy mamy, praktycznie takich samych jak i każda inna nadmorska dziura, która do tego nie ma ronda we Władysławowie w związku z czym dojechać tam łatwiej, milej i przyjemniej. No, specyfikę lokalną mamy, vide rondo we Władysławowie... zdaje się, że się zapętliłem, ale to na rondzie niewprawnemu kierowcy się zdarza.
Zabytki mamy: pozostałości Rejonu Umocnionego Hel, vel Festung Hela, kościół Świętych Piotra i Pawła udatnie zamieniony w Muzeum Rybołówstwa, założenie urbanistyczne ulicy Wiejskiej, pawilonowy kompleks dawnych koszar vel rejon dawnej placówki WOP i unikatowy w skali europejskiej kompleks zabudowań latarni morskiej z 1827 roku. Szaleju się opił, blekotem pogryzł i nam tutaj zalewa, bo wszyscy wiemy, że latarnia morska to hitlerowskie pomiotło z 1942 roku i gdyby nie jej praktyczne zastosowanie to trzeba by było zburzyć coby ślad nie został, chociaż z drugiej strony to dogodny punkt widokowy, corocznie dobry zysk przynoszący, to i może zostać jako platforma dla turystów. Otóż, proszę Państwa, wspomnienie po hamburgerozjadach nie pozostanie, kiedy przyszłe pokolenia staną w zadumie w oryginalnym kompleksie zabudowań Latarni Morskiej. Z domem latarników, składem narzędzi, gdzie przechowywano mosiężne lampy pędzone olejem rzepakowym, później naftą, zajrzą do wkopanej w ziemię piwnicy, gdzie, ze względów bezpieczeństwa, trzymano łatwopalne paliwo. Pokiwają głowami nad geometryczną linią budynku maszynowni, kapitalnego przykładu polskiej architektury przemysłowej lat trzydziestych XX wieku. Nowym okiem spojrzą na wieżę, która piramidą dziesiątek tysięcy starannie ułożonych cegieł wpisuje się dobrze w szereg poprzedniczek, przez wieki przyjaznego dla żeglarzy światła. Nie ma w Helu nic lepiej zachowanego, nic bardziej oryginalnego, nic starszego i nic lepiej świadczącego o mieszkańcach niż kompleks zabudowań Latarni Morskiej sprzed blisko 180 lat.
Domek latarników wraz ze składzikiem i zakopaną w ziemi piwnicą jest najstarszą budowlą w Helu, zaraz po Muzeum Rybołówstwa a obok starej Maszoperii i chatki vis a vis plebani. Więcej starych zabytków nie mamy. Czas, dwie wojny światowe i bezmyślność ludzka zrobiły swoje, zostajemy ze szczerym piachem zastawionym budami z dykty i betonu. To akurat jest łatwo dostępne także i w każdym innym punkcie naszego 500 kilometrowego wybrzeża - z tym, że dojazd tam łatwiejszy. Hel przyciąga jeszcze turystów swoją magią końca Polski, gdzie zachowały się ślady naszego uporu trwania na tej ziemi i ślady mrówczej i uczciwej pracy naszej i poprzednich pokoleń. Jeśli to zadepczemy, podzielimy, ukradniemy to nikt tu nie przyjedzie, nie obejrzy, nie zapłaci, bo nie będzie czego i za co. Już jako miasto raz to przerabialiśmy, ze skutkiem fatalnym, podniesienie z niebytu zajęło dziewięćdziesiąt lat z hakiem. Dzisiejszy upadek zaczyna się teraz i ten, kto po tegorocznym lipcu nie widzi, iż pomyślności miasta nie można budować tylko na tym, że słońce latem świeci, musi być ślepcem. Pan Burmistrz Wądołowski zabrał się za kupczenie historią. Naszą historią. Wbrew sprzeciwowi Powiatowego Konserwatora Zabytków, wbrew zgodnej opinii ludzi światłych, wbrew mieszkańcom postanowił podzielić na działki unikatowy kompleks i sprzedać działki pod zabudowę pensjonatową i budę z hamburgerami. Wszystko dla mizernych, doraźnych i urojonych zysków, które będą pewnie akuratne, by zapłacić nimi za kolejny idiotyczny plan perspektywicznego rozwoju Helu. Patrząc na poprzednie osiągnięcia kulturalne Pana Burmistrza: taras widokowy przed Muzeum, restaurację przy ul. Leśnej, psychodeliczną kakofonię dźwięków w porcie i tłumy zdemoralizowanej piwem i narkotykami helskiej młodzieży - może się mu udać.
Demokracja to parszywy ustrój - powiedział Churhill dodając jednak, że nie wymyślono lepszego. Nie przyszło mu pewnie do głowy, że ciało ustawodawcze może uchwalić, podcinanie gałęzi, na której wszyscy siedzimy, byśmy wszyscy siedzieli jeszcze wygodniej. To się od jego czasów trochę zmieniło. Nie zmieniło się jedno: władza, pochodząca z wyboru, odpowiada przed wyborcami, lecz wszelka władza odpowiada jeszcze przed Bogiem i Historią. Co do Boga, to nie mam kompetencji, zadbam jednak o Historię by bezmyślność nie pozostała bezimienną. By przyszłe pokolenia, stojąc przed Disneylandowym pensjonatem, wiedziały i mogły przeczytać w przewodniku kto imiennie i kiedy wystąpił tutaj w roli barbarzyńcy.

Jarosław Czyszek
Artykuł ukazał się w "Helskiej Blizie" nr 180 z dnia 20.08.2004
do góry