Aby ułatwić remont i rozbudowę helskiego portu, jeszcze w roku 1927 przedłużono normalnotorową linię kolejową od budynku stacji do nabrzeża portowego. Ułatwiło to znacznie transport części niezbędnych materiałów, które mogły być już bezpośrednio dostarczane nie tylko drogą wodną, za pomocą "szkut" towarowych. Te charakterystyczne dla dawnej Zatoki Puckiej dwumasztowe łodzie, należące najczęściej do armatorów z Rewy, nadal były jednak niezastąpione przy dostarczaniu żwiru i kamieni. W marcu 1930 Generalna Dyrekcja PKP w Gdańsku postanowiła, wykorzystując przedłużony tor, aby zbudować ostatnią pasażerską stację helską w samym porcie. Miało to być udogodnienie dla letników przybywających koleją na wybrzeże, a także przyczynić się do podniesienia atrakcyjności podróży pociągiem. Obwieszczając zamiar realizacji tego projektu kolejarze zapomnieli spytać o zdanie mieszkańców, którzy korzystali z portu nie tylko przez dwa miesiące.
   Na wieść o takim pomyśle, ostro zaprotestowali najpierw rybacy, którym, przejeżdżające w tym miejscu pociągi, bardzo utrudniałyby pracę. Na dodatek nowe zabudowania ograniczyłyby i tak niewielkie nadbrzeże helskiego portu. Zdecydowanie sprzeciwili się również właściciele nadbrzeżnych pensjonatów, z których tarasy wychodziły najczęściej wprost na wodę. Gdyby plany dyrekcji kolei zostały zrealizowane, zamiast morza ich goście oglądaliby - piękne skądinąd, ale w innym miejscu - lokomotywy i wagony.
Ciekawa operacja została przeprowadzona w porcie helskim we wrześniu 1932 roku. Mieszkańcy i nieliczni już o tej porze roku goście mogli obserwować instalowanie na południowej główce wejściowej przeniesioną z Gdyni żelazo-betonową latarnię wejściową. Została ona zdjęta z zamkniętego wejścia północnego tego wielkiego już portu, gdyż rozbudowywano tam przystań okrętów Marynarki Wojennej. Sama operacja była ciekawym i trudnym, jak na owe czasy, przedsięwzięciem technicznym. Ważąca 25 ton latarnia została wyjęta z dawnego falochronu przy pomocy pływającego dźwigu stoczni gdyńskiej, a następnie dźwig wraz z latarnią został przeciągnięty za pomocą holowników "Ursus" i "Bizon" przez zatokę, by trafić na końcówkę przedłużonego w tym czasie falochronu portu helskiego. Całe przedsięwzięci trwało 4 godziny, z czego 3 zużyto na holowanie tego dziwnego ładunku.
   Systematycznie powiększany port helski, był ciągle za mały dla znacznej liczby jednostek rybackich jakie tu stacjonowały. Sytuacja komplikowała się dodatkowo latem, gdy trzeba było jeszcze zapewnić miejsce dla statków żeglugi przybrzeżnej oraz jednostek turystycznych, a także zimą, gdy do Helu przychodziły jednostki z zamarzającego portu w Jastarni i przystani w Kuźnicy. Od lat 30. XX zaczął się problem z cumującymi w Helu jednostkami Straży Granicznej, które zajęły dotychczasowe miejsca postojowe kutrów rybackich przy molo wschodnim. W roku 1933 sytuacja stała się na tyle napięta, że groziła otwartym konfliktem. Aby temu zapobiec, powołano specjalną komisję, która składała się z przedstawicieli Urzędu Morskiego, Morskiego Urzędu Rybackiego oraz Straży Granicznej i rybaków. W efekcie jej ustaleń postanowiono, że dla tych jednostek specjalnych zostanie wybudowany przy wewnętrznej stronie wschodniego mola portu osobny pomost o szerokości 2 m i 10 m długości w odległości 20 metrów od brzegu. Jego budowę rozpoczęto we wrześniu, a zakończoną już w grudniu 1933 roku.
   Kolejna modernizacja i rozbudowa portu helskiego rozpoczęła się w maju 1934 roku. Poprzedziły ją prace hydrologiczne i pomiarowe. Prowadzone przez cały sezon letni roboty doprowadziły do wybudowania nowego mola wschodniego o długości 240 m oraz dwóch nabrzeży. Realizacja tego przedsięwzięcia miała, zdaniem specjalistów, przyczynić się do zahamowania silnego zamulania wejścia do portu, a także umożliwić bezpieczny postój większej ilości kutrów rybackich. Roboty prowadzone były przez Gdyńskie Biuro Inżynieryjno - Budowlane pod nadzorem Urzędu Morskiego. Wbijanie pali nowego mola zakończono w dniu 22 października 1933 roku i od tego momentu zaczęto wypełniać kamieniami przestrzeń pomiędzy palisadami i budowę nowego pomostu. Prace zakończyły się w lutym 1935 roku. Jak wyliczono w sprawozdaniu końcowym, roboty te pochłonęły 6600 m sześciennych kamienia polnego i kilka tysięcy metrów drewna.
   Podczas jednego z wiosennych sztormów w roku 1935 zdarzyło się, że schronienia w porcie helskim szukało oprócz 100 helskich i kaszubskich ponad 200 kutrów obcych. Razem skupiło się tu około 300 jednostek, co jest chyba nie pobitym do dnia dzisiejszego rekordem. Obce jednostki pochodziły głównie z niemieckich portów: Łeby, Ustki, Rewala, Kołobrzegu, Dziwnowa, Pilawy, Neukuhren oraz kilka kutrów z Dani, Szwecji. Sytuację tę skomentował Inspektor Rybołówstwa z Helu, mówiąc, że wielu z tych rybaków zazwyczaj uciekało przed naszymi jednostkami dozorczyni, gdyż stale naruszają naszą strefę brzegową, a teraz by je można wszystkie aresztować. Mając znacznie silniejsze motory, łodzie te były zazwyczaj nie do złapania przez nasz kuter dozorczy "Tryton", który po modernizacji miał 36 KM mocy, podczas gdy przeciętna moc niemieckiej lub skandynawskiej jednostki wynosiła wówczas ponad 100 KM.
   Tłok w porcie helskim zdarzał się wówczas prawie podczas każdego poważnego sztormu. Na tle starań o dobre miejsce do cumowania i kotwiczenia musiało dochodzić do sporów pomiędzy rybakami.
Oprócz stale bazujących w tu miejscowych kutrów, których było ponad 60, w Helu stacjonowało przez cały rok kilka kutrów z Boru, Jastarni i Kuźnicy, a w okresie zimowym niemal wszystkie kutry z naszego wybrzeża - gdyż port helski zamarzał ostatni (albo nie zamarzał wcale). Nowo powstały port zewnętrzny nie zawsze dawał pewne schronienie, dlatego rybacy starali się w nim nie cumować. Wewnętrzny basen był mały i brakowało miejsca na bezpieczne manewry, a niemieccy rybacy wciąż odmawiali stawiania kutrów przy nabrzeżu, uważając się za gospodarzy i właścicieli miejsca. Ale gdy podczas ciasnych manewrów dochodziło do kolizji lub otarć, natychmiast skarżyli się oficjalnie na innych rybaków. Składali skargi do instruktora rybackiego, kapitana portu a nawet do ministerstwa. Rybacy z Wielkiej Wsi, Swarzewa, Karwi, Chłapowa, trzymający tu kutry od samego początku, traktowani byli przez Niemców jako intruzi, którzy pchają się w cudze rejony, gdzie nie ma dla nich miejsca. Rybacy kaszubscy nie otrzymywali od Niemców pomocy, nawet wówczas gdy jej pilnie potrzebowali. Zdarzało się, że gdy polski kuter był w tarapatach, pomimo trąbienia i wzywania ratunku, żaden z niemieckich kutrów nie zareagował na takie wezwanie.
   W roku 1936 nasze rybołówstwo morskie odnotowało najwyższe w okresie międzywojennym połowy: 23 336 ton, z tego na Morzu Północnym złowiono 5 060 ton, reszta, tj. 18 276 pochodziła z Bałtyku. Dominował szprot (15 080 ton), ale złowiono go wówczas prawie wyłącznie w czterech pierwszych miesiącach roku.
   Od jesieni zaczęła się niespotykana klęska - ryba ta nagle znikła z łowisk najprawdopodobniej w skutek przełowienia. Przez blisko 10 lat nie odnotowano na naszym wybrzeżu tej małej, ale jakże ważnej gospodarczo rybki. Dla rybaków zaczęły się bardzo trudne czasy.
   Tłok w helskim porcie zmalał dopiero w roku 1938, gdy oddano do użytku nowy port w Wielkiej Wsi oraz rozpoczęto akcję wysiedlania rybaków niemieckich. Od tego okresu stałymi gośćmi w rybackiej przystani stały się mniejsze okręty Marynarki Wojennej.

do góry